Pustka. To miałam w głowie.
Żadnych innych odczuć nie udało mi się przetransportować do reszty komórek
mojego organizmu. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Boję się w pełni obudzić. Mało
pamiętam co stało się poprzedniego dnia. Wolę sobie tego nie przypominać, za
bardzo się boję. Wiem, że na pewno nie leżę w swoim miękkim łóżku w jednym z
londyńskich domów. W takim razie gdzie jestem? Może moja dusza umarła a ciało
unosi się nad powierzchnią ziemi w poszukiwaniu ukojenia? Tylko dlaczego wciąż
potrafię trzeźwo myśleć? Nagle usłyszałam cichy szept wypowiadający moje
imię.
-To naprawdę wy?-
zapytałam.
-Trzymaj się
kochanie. Jestem pewna, że dasz sobie świetnie radę bez nas.- powiedziała
łagodnie mama.
-Pamiętaj, że bardzo
cię kochamy myszko.- wtrącił słodko tata.
Wszystko się rozmyło,
obraz zniknął jak i zniknęli rodzice. Zaczęłam trząść się i (jak podejrzewam)
wierzgać nogami we wszystkie strony. Powróciły wspomnienia z minionego wypadku.
Drgawki przepełniły mnie od środka.
-Podłączyć ją do
aparatury!- krzyknął ktoś głucho.
Poczułam lekkie
wstrząśnięcie. Zrobiło mi się nieco lepiej. Otworzyłam powoli zapuchnięte
powieki. Znajdowałam się w szpitalu, nie takim zwykłym dla normalnych ludzi.
Był to raczej szpital psychiatryczny, niczym z horroru. Na ścianach widniały dziwne
napisy i plamy po zaschniętej krwi. Mam ciarki na plecach. Możliwe, że uznali
mnie za niedoszłą samobójczynię, która rzuciła się pod samochód. Koło mnie stoi
chuda kobieta podłączająca do mnie jakąś dziwną maszynerię. Patrzy na mnie
ponurym wzrokiem. Obawiałam się, że krzyk i tak tu nic nie zmieni. Pozostało mi
tylko świadomie zapytać gdzie się znajduję.
-Jesteś w Howheren
Priv.- wyprzedziła mnie.
-Gdzie?- zapytałam
rozkojarzona.
-W miejscu gdzie nie
pozwolimy byś cokolwiek sobie zrobiła.- zacytowała kobieta- Jestem Morgan i
będę się tobą opiekować dopóki nie dojdziesz do siebie. Wiem o tobie dość dużo
rzeczy, żeby wywnioskować, iż teraz jest z tobą o wiele gorzej niż wcześniej.
-Nic o mnie nie
wiesz.- stwierdziłam, że nie zasłużyła na żadną formę grzecznościową.
-Wiem więcej niż ci
się wydaje.- odrzekła sucho poprawiając mi poduszkę.
-Kiedy mogę stąd
wyjść?
-Raczej nieprędko. A
teraz przepraszam muszę odwiedzić jeszcze kilku innych pacjentów. Wrócę za
godzinę.
-Będę wniebowzięta.-
rzuciłam oschle.
Wyszła trzaskając
głośno drzwiami.
-Nie radzę się do
niej tak odzywać, potrafi się nieźle wkurzyć.
Dopiero teraz
zauważyłam, że łóżko w najdalszym kącie było zajęte przez zielonookiego
szatyna. Przyjrzałam mu się uważnie. Zrozumiał, że czekam na cos więcej.
-Mam na imię Ethan. W
tym roku kończę 18lat. Przebywam tu od trzech lat. Jestem chory psychicznie.
Resztę życiorysu opowiem ci kiedy indziej.- uśmiechnął się lekko.
Przyszedł czas na
mnie.
-Riley. 17 lat. Nie mam pojęcia
od kiedy tu jestem. Nie jestem chora psychicznie i wcale nie chciałam się
zabić. Moi rodzice zginęli w wypadku a ja zostałam sama. Jedyne co mi po nich
zostało to wisiorek.- szczerze mówiąc nie wiem dlaczego mu to powiedziałam, ale
przyniosło mi to ulgę.
-Współczuję ci. Ja
nawet nie znam swoich rodziców. Nie chcieli mnie.
Spojrzałam na niego
smutno. Nic nie powiedziałam, ale także było mi go żal.
-Może ty mi chociaż
powiedz co to za miejsce, proszę- wybełkotałam błagalnym tonem i zaczęłam bawić
się rąbkiem od kołdry.
-To miejsce, które
pomaga ludziom, którzy zwątpili.- odpowiedział Ethan siadając na krześle
naprzeciwko mojego łóżka.
-Mówisz o tym jakby
to miejsce rzeczywiście ci pomogło a to zwykły psychiatryk.
-Bo pomogło mi.
-Jak? Siedzicie tu
zamknięci nie mogąc nawet zaczerpnąć świeżego powietrza.
-Skąd wiesz?
-Takie rzeczy się
wyczuwa. Nie masz czasem dość?
-Mam- rzekł krótko-
ale jest coś co pomaga mi przetrwać.
-Co?
Opróżnił jedną
kieszeń pokazując mi małą podłużną strzykawkę.
-Ethan…ty chyba nie…
-Tak. Jestem nim. Ale
tylko to pozwala mi dostrzec jaki świat jest piękny.
-Jak ci się udało to
przemycić?
-Funkcjonariusze nie
sprawdzają szafek.- spojrzał na mnie znacząco.- ale pozwalają raz na tydzień
wyjść na miasto bez nadzoru.
-Zaczynasz mnie
przerażać.
-Tylko to mi
pozostało Riley.
-Kiedy mnie wypuszczą
zabiorę cię ze sobą.
-Nawet gdybym mógł,
nie chciałbym stąd wyjść. Kiedy jestem w tym prawdziwym świecie zaczynam nieźle
świrować. A poza tym nie mam dla kogo tego robić.- posmutniał nagle i szybkim
ruchem wbił to świństwo w żyłę.
Zasyczałam.
-Musisz nauczyć się
żyć bez tego- wskazałam na strzykawkę.- to cię niszczy.
-Chcesz spróbować?
-Weź to ode mnie.-
pisnęłam przerażona.
-A może masz ochotę
na papieroska?- przerwał mi wyjął pudełko z drugiej kieszeni.
-Chyba się skuszę.
Masz ogień.
Wzięłam tytoń do buzi
a drugą ręka energicznie podpaliłam go zapalniczką. Jak na pierwszy raz jest
całkiem dobrze.
-Już się od tego nie
uwolnisz Ril. Dym cię pochłonął tak samo jak pochłonął nas ten świat.
Oderwałam od siebie
przypięte do moich rąk poplątane kabelki maszyny, do której byłam podłączona.
Usiadłam na skraju łóżka a moje nogi bezwładnie opadły na dół, nie dotykając
podłogi.
-A co jeśli Morgan
nas zobaczy?- przygryzłam wargę.
-W najgorszym razie
nas stąd wyrzuci.
-Chyba w najlepszym.
-Oj…może nas
przenieść do o wiele gorszego pomieszczenia.
Wzdrygnęłam się na
samą myśl, że istnieją gorsze pomieszczenia od tego.
-Dużo osób tu mieszka?
Jacy oni są?
-Znam tu praktycznie
wszystkich. Lisa ma anoreksję. Jamie się samookalecza. Judie choruje na
bulimię. Sidney boi się ludzi. Adrew jest alkoholikiem. Reszta jest uzależniona
albo coś w tym rodzaju.- wytłumaczył mi to bardzo spokojnie także zapalając
papierosa.
-A mnie do jakiej
grupy zaliczysz?- zapytałam spokojnie.
-Do nieszczęśliwców.
-Są tacy?
-Tak. To tacy, którym
los dał nieźle w kość a oni snują się tutaj przepełnieni smutkiem.- wypuścił
dym wprost na mnie i ukradkiem spojrzał na leżący na szafce zegarek.
-Eth? Dziękuję-
dotknęłam delikatnie jego policzka opuszkami palców.
Uśmiechnął się
zawadiacko ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.
-Nie ma za co. Wiesz,
że zadajesz się z jakbyś to powiedziała, no tak z ćpunem.
-Ale za to jakim
miłym.- przeczesałam mu dłonią jego rozczochrane włosy.
Brakowało mi
bliskości innych. Ethan był taki miły, traktował mnie równego sobie i to mi
imponowało.
-Nie
powinnam tu być. Muszę wrócić do domu. Pustego domu.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie
nieliczni czytelnicy. Przedstawiam wam pierwszy rozdział. Jeśli się
przestraszyliście to przepraszam. Muszę was ostrzec, że kilka następnych
rozdziałów będzie podobnych do tego powyższego. Ale spokojnie potem już
wszystko będzie inaczej się toczyło. Mam nadzieje, że wam się podoba. Miłego
czytania. Lupinka.