czwartek, 13 lutego 2014

Prolog


To nieprawdopodobne jak życie może zmienić się z dnia na dzień. Jeszcze kilka godzin temu nigdy nie przypuszczałabym, że tak to się wszystko potoczy. Szpital sam w sobie nie jest taki straszny, dopóki nie trafi tu bliska ci osoba. Przebrani w białe fartuchy lekarze maja wzbudzić spokój a jak na razie patrząc na nich czuję jeszcze większy strach. Może ktoś wreszcie poinformuje mnie o stanie zdrowia rodziców. To logiczne, że ja przeżyłam wypadek to oni tym bardziej. A co jeśli nie? Nerwy powróciły z jeszcze większą siłą. Nie, nic ani nikt nie jest w stanie nas rozdzielić po tym co przeżyliśmy. Gdy przymykam powieki mam przed oczami obraz tryskającej szczęściem rodziny spędzającej ze sobą mnóstwo czasu. Z kolejnymi minutami miałam coraz więcej wątpliwości co do tej kwestii. Tak bardzo pragnęłam, aby ten kto spowodował tą katastrofę odpowiedział za tą krzywdę, którą nam wyrządził. Tym bardziej, że nie wiem co z nami teraz będzie. Niestety nie dostrzegłam jego twarzy. Ciekawe ile wcześniej wypił. Z sal obok wynurzyła się pogodna postać podstarzałego doktora. Zbliżył się do mnie stawiając przy tym bardzo pewne kroki.

 -Panna Brewmenston tak?- wstałam pośpieszenie z fotela.
-Owszem.- wymamrotałam- Czy wiadomo co z nimi? Kiedy mogę ich zabrać do domu?
-Obawiam się, że nie wybiorą się z panią w drogę powrotną.
-Rozumiem, muszą zostać na obserwacji.- odrzekłam stanowczo uspokajając oddech.
Lekarz spojrzał na mnie smutno i pokiwał przecząco głową.
-Bardzo mi przykro.
Momentalnie łzy zaczęły mi cieknąć po policzkach.
-Przy osobistych rzeczach znaleźliśmy to- podał mi małe pudełeczko.
W środku znajdował się naszyjnik w kształcie serca z wygrawerowanymi imionami moich rodziców. Przełożyłam go bezwładnie przez głowę.
-To niemożliwe!!!- krzyczałam na całe gardło- Niemożliwe!!! Dlaczego mnie zostawili?
Łkałam zwracając na siebie uwagę wszystkich pacjentów.
-Mogę jakoś pomóc?
-Nikt nie może mi już pomóc nawet pan.- rzucałam się biegiem do wyjścia.
Chwyciłam za telefon i wykręciłam jedyny numer, który przyszedł mi na myśl. Annabeth musi odebrać, musi mi pomóc.
-Riley? Co się dzieje? Nie mogę się do ciebie dodzwonić. Gdzie jesteś?
Nie odpowiedziałam na żadne z zadanych przez nią pytań.
-Mama i tata…
-Co? Co się stało?
-nie żyją…- wyszeptałam.
Jej głos urwał się w słuchawce.
Blask świateł samochodów mignął mi przed oczami. To było ostatnie co widziałam.
-Halo…Riley? Jesteś tam?

---------------------------------------------------------
Hejcia :) Pewnie znacie mnie z mojego poprzedniego bloga o Harrym Potterze, a jeśli nie to właśnie mnie poznaliście. Dla przypomnienia mam na imię Weronika, ale wolę moje przezwisko -Wercia. Pomysł na to opowiadanie fantazy to małe szaleństwo. Jest to mój drugi blog i chciałabym się sprawdzić w innej tematyce. Mam nadzieje, że się wam spodoba. Miłego czytania. Lupinka. 

7 komentarzy:

  1. Eeej to jest świetne :* Przecież Ty też masz talent ;) Pisz daaalej ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne no:). Już wiem, że na 100% będę czytać.
    Weny życzę!!

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamo świetne! *.* W życiu nie przypuszczałam, że blog, który nie jest o tematyce HP może mi się spodobać, a jednak! Wybacz, że dopiero zajrzałam na Twojego bloga, ale teraz będzie się to działo częściej, bo historia zaczyna się meeega. Lecę czytać dalej, bo zżera mnie ciekawość. Życzę mnóstwo weny i pozdrawiam !
    Buziaki, Noxie ;*

    OdpowiedzUsuń