-Morgan? Jak dobrze, że
to ty, ale nas nastraszyłaś. Wyglądasz upiornie.
Kamień spadł mi z
serca. Kobieta spojrzała na nas zdziwiona, widocznie wciąż czekała na odpowiedź
zadanego nam wcześniej pytania.
-Bo my…właśnie
wybieraliśmy się na spacer no i…-zaczęłam niepewnie.
-O 23? Na spacer. Nie
róbcie ze mnie idiotki.- zauważyłam prawie niewidoczny błysk w jej oku.- A
jednak, uciekacie i to z córką założyciela.- tu spojrzała na Elen.
Wstrzymałam oddech.
Mogła posunąć się do wszystkiego, nie wiedziałam, czego można było się po niej
spodziewać. -Nie radzę tutaj, za rogiem roi się od alarmów, laserów i innych
dziwnych wynalazków.- zaskoczyła mnie swoimi słowami.- Chodźcie, zaprowadzę was
do tunelu, tam jest bezpieczniej.
Skąd ta nagła zmiana
w jej zachowaniu. Może wcale nie chce nam pomóc. Może to pułapka. Nie było
czasu na zastanowienie. Bardzo zależało nam na maksymalnej dyskrecji i jak
najszybszym czasie przebytej drogi. Oddalaliśmy się coraz bardziej w głąb tego
jakże wielkiego budynku. Raz szliśmy w górę raz w dół. Trudno powiedzieć jak
jeszcze. Nagle Morgan zatrzymała się bez ostrzeżenia powodując przy tym wiele
upadków z naszej strony. Wskazała dłonią na długi, mało oświetlony tunel.
-Więcej nie mogę wam
pomóc. Dalej musicie iść sami.
Ethan bąknął jakieś
słowa w podziękowaniu i zaczęliśmy wchodzić do środka. Było bardzo wąsko, więc
musieliśmy czynić to po kolei. Ja zajęłam miejsce na końcu tuż za Sidney.
-Uważaj na siebie-
upomniała mnie Morgan kładąc mi rękę na ramieniu.
Nie zwróciłam na to
szczególnej uwagi szybko dołączając do reszty moich towarzyszy.
-Jak taki tunel mógł
zostać wykopany w takim miejscu?- zapytała nieśmiało Elen kilkanaście minut
później.
-Bardziej martwi mnie
to, jak długo potrwa nam jeszcze przechadzanie się po nim.- rozmyślał Jamie.
-Sądzę, iż powinniśmy
już zbliżać się do końca. Wnioskuję po tym, że miasto jest oddalone od szpitala
o ok. trzydzieści kilometrów.- tłumaczył Ethan.
-Skąd wiesz, że
akurat tam dojdziemy?- odezwała się po raz pierwszy Sidney.
Znieruchomieliśmy na
moment. Dlaczego żadne z nas nie wzięło tego pod uwagę?
-Spokojnie. Nie sądzę
żebyśmy jakimś cudem zmierzali ku innemu miejscu- Ethan już jako jedyny
zachowywał spokój.
-Muszę cię zmartwić,
ale idziemy już sporo czasu, za dużo jak na trzydzieści kilometrów marszem.-
fuknęłam.- A co jeśli oddaliliśmy się od miasta?
-Mam nadzieję, że już
niedługo się o tym przekonamy.
Przekonaliśmy się i
to szybciej niż nam się wydawało. Tunel wprowadził nas do jasnego, pięknego,
przepełnionego blaskiem parku. Od razu go poznałam.
-Mogło być gorzej-
przekonywał nas Jamie.
-Jesteśmy tyko na
obrzeżach miasta. Przychodziłam tu z rodzicami będąc dzieckiem. Właściwie
mieszkam niedaleko.
-Chyba nadszedł już
ten moment, musimy się rozłączyć i pożegnać.- wyrecytowała Elen.
-Ustalmy pakt, jeśli
któreś z nas będzie nieszczęśliwe czy samotne przychodzi tu rozumiemy się?-
zaproponowałam.- Myślę też, że nie ma sensu się żegnać, jestem pewna, że
jeszcze się spotkamy.
Wykonaliśmy wspólny
uścisk, powiedzieliśmy sobie kilka słów dodających otuchy i każde z nas poszło
w inna stronę. Jamie z Ethanem a Elen z Sidney. Gdy przemierzałam spokojnie
ulice mojego ukochanego Londynu mijając tych wszystkich spieszących się ludzi
ogarniał mnie spokój. Wiedziałam, że jestem we właściwym miejscu. Martwiło mnie
tylko to, że wszystkie miejsca były związane z moimi nieżyjącymi rodzicami. To
biuro, w którym pracowali, to kawiarnia, w, której przybywaliśmy, to sklep z
antykami. Od dawna mieli sentyment to starych i zabytkowych przedmiotów i to
bolało najbardziej. To, że mama już nigdy nie będzie biegała po sklepach w
szukaniu antykowych waz, to, że tata nie zrobi mi już swojego ulubionego
deseru. Te chwile odeszły i już nie wrócą. Jedyne, co mnie cieszyło to dom i
pękające w szwach konto bankowe.
***
Otwierając furtkę
miałam nadzieje zastać mieszkanie w jak najlepszym stanie, myliłam się. Drzwi
otworzone na oścież przestraszyły mnie i to nie na żarty. Wchodząc po schodach przełykałam
głośno ślinę chcąc opanować swoje nerwy. Altana wyglądała w porządku. Lecz to,
co ujrzałam w salonie przesiąknęło mnie i całe moje ciało. Na jednej z
poobdrapywanych ścian widniał wielki napis: „Ty będziesz następna”. W tym momencie nie zwróciłam uwagi na
poprzewracane krzesła, powybijane szyby czy też inne poniszczone przedmioty.
Zaczęłam krzyczeć.
Chociaż i tak nikt by mnie nie usłyszał. Łkałam gorzko,
żałując tego, że nie zostałam w szpitalu. Moje załamanie trwało kilka godzin.
Potem zaczęłam powili dochodzić do siebie.
Śmierć rodziców to
nie był przypadek. To wiedziałam na pewno. Co teraz będzie ze mną? Kiedy
przyjdzie ten czas na moje odejście? Czy sprawca wypadku dokona zapowiedzianego
czynu przychodząc po mnie? Owe pytania zagnieździły się głęboko w moim mózgu
nie dając mi spokoju.
Kilka dni później.
Salon po skończonych
pracach zatrudnionej przeze mnie ekipie remontowej wyglądał jak przed laty.
Opisałam szczegóły dotyczące pomieszczenia w jak najbardziej profesjonalny
sposób. I o dziwno, wszystko odwzorowane zostało idealnie. Niestety napisu nie
udało się zamalować. Jak stwierdzili fachowcy to jakaś niezmywalna i nieznana
im farba. Znalazłam inny sposób na pozbycie się tych plugawych słów. Powiesiłam
stary obraz mamy przedstawiający łąkę latem.
Bo co jeszcze mogłam
zrobić w tej sytuacji? Nic innego nie przychodziło mi do głowy jak zająć się
domem. Pakowałam powoli rzeczy rodziców wynosząc je przy okazji na strych. Czym
mniej wspomnień z nimi związanych tym lepiej. W końcu schowałam wszystkie
zdjęcia i wyrzuciłam ich ubrania. Została mi jedynie szafka mamy gdzie
przechowywała swoje pamiątki. W moje dłonie wpadł mi mały, niszczony i już
pogięty list. Zaczęłam go czytać.
Kochana
Riley
Być
może nigdy nie zdobędę się na to by wyjawić ci prawdę. Dlatego piszę ten list.
Jeśli teraz go czytasz wiedz, że bardzo cię kocham. Jest mi naprawdę przykro,
iż nie umiem przekazać Ci tego osobiście. Ale zrozum, to, co się stało
kilkanaście lat temu zmieniło moje dotychczasowe przekonania. Dokładnie 11
kwietnia 1993 roku na świat przyszła twoja starsza siostra. Od razu wiedziałam,
że dam jej na imię Elizabeth. Mijały lata wszystko wydawało się być
fantastyczne. Po skończeniu dwóch lat, zachorowała. Lekarze stwierdzili, że
cierpi na nieuleczalną chorobę niszczącą wszystkie narządy wewnętrzne.
Przeżyliśmy razem z ojcem szok. Rok później El odeszła zostawiając nas samych.
Potem
pojawiłaś się Ty dając nam obu nadzieję. Teraz, gdy mamy ciebie wszystko powoli
zaczyna się układać. Przepraszam, że wcześniej nie powiedziałam ci prawdy.
Mama
Kiedy skończyłam nie
mogłam opanować łez, ale i jednocześnie bólu jaki wypełnił mi serce. Tyle lat w
kłamstwie. Co jeszcze przede mną ukrywali? Ze złości rzuciłam niedaleko stojący
wazon, który momentalnie rozbił się z hukiem o nowo pomalowaną ścianę. Dowiedziałam
się o kolejnej osobie, która odeszła. Na każdym kroku napotykałam
rozczarowania. Powoli miałam tego dość. Teraz wszystko miało zacząć się układać
a jest wręcz odwrotnie. Nawet gdybym chciała, nic już nie mogłam zrobić. Zrezygnowana
przykryłam list stertą papierów. Planowałam jeszcze posprzątać swój pokój, ale
po wytężeniu swojego zmysłu słuchu doszłam do wniosku, że ktoś porusza się po
moim domu. I znowu to samo, strach. Coraz częściej mi towarzyszył. Czy to mój
morderca wybrał się do mnie? W sumie było mi wszystko jedno. Widocznie cala
nasza rodzina skazana została na śmierć. Przesunęłam się powoli przy ścianie i
wysunęłam lekko głowę.
-Annabeth! -rzuciłam
się na nią w nadziei, że też za mną tęskniła.
-Cześć- powiedziała
głucho odpychając mnie lekko od siebie.
Zdziwił mnie jej dystans.
-To gdzie się
podziewałaś?- zapytała ostro.
-Wyobraź sobie, że
uznali mnie za kogoś kto chce popełnić samobójstwo. Uwierzysz?
-Niemożliwe.- w jej
tonie przemawiał sarkazm.
-A ty? Dlaczego mnie
nie szukałaś?
-Riley, zrozum.
Jesteś dla mnie nikim.
To powiedziawszy
obróciła się na pięcie i wyszła.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Przedstawiam wam
kolejny rozdział. Troszkę zajęło mi jego napisanie, ale jest : ) Mam nadzieję,
że się spodoba i chociaż jedna osoba go przeczyta. Dziś krótko, bo nie chcę
przedłużać. Błagam tylko o komentarze : ) Miłego czytania. Lupinka.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Jeeeejku *___* To było takie niesamowite ;*
OdpowiedzUsuńMasz wieelki talent i tego nie marnuj <3
A ta siostra :) Ale mnie zaskoczyłaś, napisz kolejny szybciej, życzę weny kochana :* ♥
Tak długo czekałam na ten rozdział i jestem pod ogromnym wrażeniem ;* Czekam na next i życzę weny skarbeczku <3 Pisz szybko :))
OdpowiedzUsuńŚwietny ;P
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nie miałam na to zbytnio czasu. :C
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić - rozdział świetny. Szczególnie spodobała mi się końcówka z Annabeth. Skoro Riley jest dla niej nikim to po kiego grzyba lazła do jej domu? XD Ta sprawa mnie zastanawia. Dzięki niej ze zdwojoną siłą będę oczekiwać następnego rozdziału. (:
Jestem jeszcze ciekawa czy sprawa z siostrą głównej bohaterki będzie miała jakiś większy wpływ na historię, i w ogóle tylu rzeczy jestem jeszcze ciekawa! :D
Kiedy Morgan mówi, żeby Riley na siebie uważała pewnie wiedziała o tym, że ktoś czycha na jej życie. *cieszy się ze swojego genialnego odkrycia, chociaż nie wie czy jest trafione*
W rozdziale znalazło się kilka bardzo ładnych opisów ^^
Bajos!
Cieszę się, że ci się podobało. Dziękuję za motywujący komentarz ♥
Usuń+ Twoje odkrycie jak najbardziej trafione :) Rozgryzłaś mnie :P
57 year old Structural Analysis Engineer Leland Viollet, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Song of the South and Do it yourself. Took a trip to Chhatrapati Shivaji Terminus (formerly Victoria Terminus) and drives a Legacy. bezkonkurencyjny post
OdpowiedzUsuń